Rozrywka
- 8 kwietnia 2015
- wyświetleń: 2934
O hejterstwie w Bugsy's Jazz Club
Materiał partnera:
"W przypadku hejtu mamy do czynienia z paradoksalną logiką Pana i niewolnika. Hejter wydaje się być wszechmocnym Panem, którego opinie i komentarze mają chłostać, tymczasem bez tego, kogo chłoszcze ta jego Pańska fantazja, przestaje istnieć" - mówi w wywiadzie dr Michał Rauszer, etnograf i kulturoznawca, pracownik Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej.
Spotkanie z dr Rauszerem odbędzie się 8 kwietnia o godzinie 20.00 w Bugsy’s Jazz Club.
Wojciech Jakubiec: "Doskonalej niż czat, zrównuje pewnie tylko śmierć" - powiedział Tomasz Laskowski w swoich "Podstawach metafizyki wirtualnej". Czy zatem kultura hejtu jest emanacją?
Michał Rauszer: Powszechnie uważa się, że hejt, czy szerzej Sieć, jest platformą umożliwiającą swobodną i niczym nieskrepowaną wypowiedź. Problem z takim ujęciem tematu polega na tym, że jest dokładnie odwrotnie. Ktoś może oczywiście od razu przywołać przykład arabskiej wiosny, gdzie media społecznościowe odegrały niebywałą rolę w demokratycznym organizowaniu ludzi. Problem jednak polega na tym, co charakteryzuje nowe media, czy, jak mówią niektórzy badacze, nowe nowe media. Otóż należy sobie uświadomić, że nowe media posiadają nie tylko niebywały potencjał komunikacyjny (dzięki któremu arabska wiosna mogła w tak spektakularny sposób zadziałać), ale także potencjał tworzenia światów. Nie chodzi o to, że mamy do czynienia ze strukturą gry komputerowej, ale pewnego rodzaju odwzorowaniem świata społecznego w przestrzeni Sieciowej.
Problem z tym światem polega na tym, że, przez odwzorowanie realnego świata, wywołuje on efekt, w którym wydaje nam się, że możemy wszystko, że posiadamy absolutną wolność. Nie każdy użytkownik sieci jest hejterem. Co zatem tworzy jego świat? Zwróćmy uwagę do czego hejt się odnosi? Zawsze wobec działalności innych, nieważne, czy będzie to zorganizowanie osiedlowego pikniku, koncertu, napisanie jakiegoś tekstu, zajęcie jakiegoś stanowiska w pewnej sprawie, zaangażowanie się w coś. Wyśmiewa się zawsze zjawiska i osoby, które są "jakieś", w ten sposób hejterstwo jest rodzajem pasożytnictwa.
Hejter potrzebuje osób zaangażowanych, osób, które mają swoje poglądy i które nie boją się występować z tymi poglądami, przekonaniami czy gustami publicznie. Nawet gwiazdy popisujące się ewidentną ignorancją, czy bezguściem robią to przecież pod własnym nazwiskiem, z własną twarzą. W tym sensie właśnie hejter jak powietrza potrzebuje bliźniego, bo sam poza komentowaniem poczynań innych niczego nie ma do zaoferowania. W ten sposób właśnie w przypadku hejtu mamy do czynienia z paradoksalną logiką Pana i niewolnika. Hejter wydaje się być wszechmocnym Panem, którego opinie i komentarze mają chłostać, tymczasem bez tego, kogo chłoszcze ta jego Pańska fantazja przestaje istnieć. W tym sensie próbuję znaleźć odpowiednik hejtera czy trolla przed erą Internetu.
Oczywiście można tutaj przywołać zmitologizowaną postać stańczyka, karnawałowego błazna, czy boskiej figury trickstera (jak przywołany w ostatnich ekranizacjach przygód Thora Loki). Choć z pozoru wydaje się, że mamy tutaj do czynienia z dwiema różnymi funkcjami (trickster wyśmiewa, hejter opluwa), to zasada, na jakiej się opierają jest taka sama. W antropologii wyjątek, karnawał, ironiczny dystans jest ściśle określony, jako coś, czego pewien porządek społeczny, pewien system władzy potrzebuje, by się utrzymać. W kontekście PRL mówiło się o "wentylu bezpieczeństwa ( takim wentylem był np. Jarocin). Jednakże tym, co wydaje mi się bezpośrednim przodkiem hejtu jest nasze znane wszystkim "narzekactwo".
Standardowa struktura postępowania w Polsce jest taka, że na wszystko musimy narzekać. To narzekanie nie jest jednak takie niewinne. Otóż, jeżeli coś nie do końca nam się podoba, ale musimy to zrobić, np. załatwić coś w urzędzie, to najpierw sobie ponarzekamy, wyładowując tym samym naszą niechęć, a potem możemy już potulnie oddać się we władzę administracji. Narzekactwo nigdy nie prowadzi do zmiany czegoś, a jest w moim odczuciu wyrazem daleko idącego oportunizmu (choć oczywiście wszyscy lubimy o sobie myśleć jako o niepokornych buntownikach, mężnie stających naprzeciw złu i przeciwnościom). Podobnie działa hejt, on nas zabezpiecza przed zaangażowaniem, przed wzięciem za coś odpowiedzialności, przed utożsamieniem się, np. ze swoim otoczeniem, bo dzięki niemu zawsze to ci "inni" będą za wszystko odpowiedzialni i zawsze to na tych "innych" będzie można sobie ponarzekać. A kiedy sprawami "zajmują" się jacyś "inni" to my już oczywiście nie musimy.
WJ: Czy hejting jest odpowiedzią na naturalną konfliktowość człowieka czy jednak jest nowotworem?
MR: Raczej przychylałbym się, że jest nowotworem złośliwym. Po pierwsze potrzebuje zdrowego organizmu, a po drugie charakteryzuje się nieustannymi przerzutami. Od feministek, przez ZUS (nie wiedzieć czemu), po najdrobniejsze przejawy ludzkiej aktywności w pozytywnym sensie. Jeżeli w sieci pojawi się coś, co ma choć minimalne znaczenie, można się spodziewać, że zostanie dotknięte.
WJ: Publiczny dyskurs ulega rozszerzeniu o treści wcześniej przynależne sferze prywatnej, czy pojawia się zatem zbiorowe archiwum emocji czy wszędobylskie komunikaty "zostaw komentarz", "skomentuj" powodują, że żyjemy w "kulturze obowiązkowego komentarza"?
MR: Ja mam osobiście problem z tą mania komentowania wszystkiego z dwóch powodów. Po pierwsze komentowanie jakiejś sprawy zakłada choć minimalne o niej pojęcie, tymczasem takie rozpowszechnienie się "kultury komentowania" powoduje, że nawet totalny dyletant, czy dyletantka z zapałem wdaje się w dyskusje nad czymś. Po drugie ten zalew komentarzy powoduje, że gubi się
w tym wszystkim konstruktywna krytyka, zwrócenie uwagi na jakiś wątpliwy aspekt, które mogą naprawdę wzbogacić dyskusje czy rozszerzyć naszą wiedzę. Marek Raczkowski opublikował kiedyś taki rysunek, który stanowi doskonały komentarz do tej "kultury komentowania". Przekaz tego rysunku był mniej więcej taki: "w trosce o bezstronne spojrzenie głos w sprawie zabiorą osoby, które
Wojciech Jakubiec: "Doskonalej niż czat, zrównuje pewnie tylko śmierć" - powiedział Tomasz Laskowski w swoich "Podstawach metafizyki wirtualnej". Czy zatem kultura hejtu jest emanacją?
Michał Rauszer: Powszechnie uważa się, że hejt, czy szerzej Sieć, jest platformą umożliwiającą swobodną i niczym nieskrepowaną wypowiedź. Problem z takim ujęciem tematu polega na tym, że jest dokładnie odwrotnie. Ktoś może oczywiście od razu przywołać przykład arabskiej wiosny, gdzie media społecznościowe odegrały niebywałą rolę w demokratycznym organizowaniu ludzi. Problem jednak polega na tym, co charakteryzuje nowe media, czy, jak mówią niektórzy badacze, nowe nowe media. Otóż należy sobie uświadomić, że nowe media posiadają nie tylko niebywały potencjał komunikacyjny (dzięki któremu arabska wiosna mogła w tak spektakularny sposób zadziałać), ale także potencjał tworzenia światów. Nie chodzi o to, że mamy do czynienia ze strukturą gry komputerowej, ale pewnego rodzaju odwzorowaniem świata społecznego w przestrzeni Sieciowej.
Problem z tym światem polega na tym, że, przez odwzorowanie realnego świata, wywołuje on efekt, w którym wydaje nam się, że możemy wszystko, że posiadamy absolutną wolność. Nie każdy użytkownik sieci jest hejterem. Co zatem tworzy jego świat? Zwróćmy uwagę do czego hejt się odnosi? Zawsze wobec działalności innych, nieważne, czy będzie to zorganizowanie osiedlowego pikniku, koncertu, napisanie jakiegoś tekstu, zajęcie jakiegoś stanowiska w pewnej sprawie, zaangażowanie się w coś. Wyśmiewa się zawsze zjawiska i osoby, które są "jakieś", w ten sposób hejterstwo jest rodzajem pasożytnictwa.
Hejter potrzebuje osób zaangażowanych, osób, które mają swoje poglądy i które nie boją się występować z tymi poglądami, przekonaniami czy gustami publicznie. Nawet gwiazdy popisujące się ewidentną ignorancją, czy bezguściem robią to przecież pod własnym nazwiskiem, z własną twarzą. W tym sensie właśnie hejter jak powietrza potrzebuje bliźniego, bo sam poza komentowaniem poczynań innych niczego nie ma do zaoferowania. W ten sposób właśnie w przypadku hejtu mamy do czynienia z paradoksalną logiką Pana i niewolnika. Hejter wydaje się być wszechmocnym Panem, którego opinie i komentarze mają chłostać, tymczasem bez tego, kogo chłoszcze ta jego Pańska fantazja przestaje istnieć. W tym sensie próbuję znaleźć odpowiednik hejtera czy trolla przed erą Internetu.
Oczywiście można tutaj przywołać zmitologizowaną postać stańczyka, karnawałowego błazna, czy boskiej figury trickstera (jak przywołany w ostatnich ekranizacjach przygód Thora Loki). Choć z pozoru wydaje się, że mamy tutaj do czynienia z dwiema różnymi funkcjami (trickster wyśmiewa, hejter opluwa), to zasada, na jakiej się opierają jest taka sama. W antropologii wyjątek, karnawał, ironiczny dystans jest ściśle określony, jako coś, czego pewien porządek społeczny, pewien system władzy potrzebuje, by się utrzymać. W kontekście PRL mówiło się o "wentylu bezpieczeństwa ( takim wentylem był np. Jarocin). Jednakże tym, co wydaje mi się bezpośrednim przodkiem hejtu jest nasze znane wszystkim "narzekactwo".
Standardowa struktura postępowania w Polsce jest taka, że na wszystko musimy narzekać. To narzekanie nie jest jednak takie niewinne. Otóż, jeżeli coś nie do końca nam się podoba, ale musimy to zrobić, np. załatwić coś w urzędzie, to najpierw sobie ponarzekamy, wyładowując tym samym naszą niechęć, a potem możemy już potulnie oddać się we władzę administracji. Narzekactwo nigdy nie prowadzi do zmiany czegoś, a jest w moim odczuciu wyrazem daleko idącego oportunizmu (choć oczywiście wszyscy lubimy o sobie myśleć jako o niepokornych buntownikach, mężnie stających naprzeciw złu i przeciwnościom). Podobnie działa hejt, on nas zabezpiecza przed zaangażowaniem, przed wzięciem za coś odpowiedzialności, przed utożsamieniem się, np. ze swoim otoczeniem, bo dzięki niemu zawsze to ci "inni" będą za wszystko odpowiedzialni i zawsze to na tych "innych" będzie można sobie ponarzekać. A kiedy sprawami "zajmują" się jacyś "inni" to my już oczywiście nie musimy.
WJ: Czy hejting jest odpowiedzią na naturalną konfliktowość człowieka czy jednak jest nowotworem?
MR: Raczej przychylałbym się, że jest nowotworem złośliwym. Po pierwsze potrzebuje zdrowego organizmu, a po drugie charakteryzuje się nieustannymi przerzutami. Od feministek, przez ZUS (nie wiedzieć czemu), po najdrobniejsze przejawy ludzkiej aktywności w pozytywnym sensie. Jeżeli w sieci pojawi się coś, co ma choć minimalne znaczenie, można się spodziewać, że zostanie dotknięte.
WJ: Publiczny dyskurs ulega rozszerzeniu o treści wcześniej przynależne sferze prywatnej, czy pojawia się zatem zbiorowe archiwum emocji czy wszędobylskie komunikaty "zostaw komentarz", "skomentuj" powodują, że żyjemy w "kulturze obowiązkowego komentarza"?
MR: Ja mam osobiście problem z tą mania komentowania wszystkiego z dwóch powodów. Po pierwsze komentowanie jakiejś sprawy zakłada choć minimalne o niej pojęcie, tymczasem takie rozpowszechnienie się "kultury komentowania" powoduje, że nawet totalny dyletant, czy dyletantka z zapałem wdaje się w dyskusje nad czymś. Po drugie ten zalew komentarzy powoduje, że gubi się
w tym wszystkim konstruktywna krytyka, zwrócenie uwagi na jakiś wątpliwy aspekt, które mogą naprawdę wzbogacić dyskusje czy rozszerzyć naszą wiedzę. Marek Raczkowski opublikował kiedyś taki rysunek, który stanowi doskonały komentarz do tej "kultury komentowania". Przekaz tego rysunku był mniej więcej taki: "w trosce o bezstronne spojrzenie głos w sprawie zabiorą osoby, które
Dr Michał Rauszer - etnograf i kulturoznawca. Pracuje w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej. Zajmuje się badaniami nad tożsamością kulturową, folklorem internetowym i współczesną myślą krytyczną. Jest autorem książki pt. "Homo frajer. Nieświadome wymiary kultury".
Komentarze
Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu pless.pl zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.
Bugsy's Music Restaurante
Jeśli chcesz otrzymywać powiadomienia o nowych artykułach z tematu "Bugsy's Music Restaurante" podaj