Wiadomości
- 25 listopada 2021
- wyświetleń: 7024
[Okiem konduktora] W tej katastrofie zginęły 3 osoby
Zgodnie z obietnicą sprzed tygodnia, dziś opowiem, jak mój pociąg utknął w lasach między Tychami a Pszczyną. Dodatkowo, dzięki Waszym komentarzom, napiszę także o katastrofie kolejowej pociągu "Beskidy", który wykoleił się w Kobiórze.
Pociągi z Katowic do Zwardonia biją w każdym dniu rekordy popularności. To, że lubię swoją pracę, nie oznacza jednak, że lubię pracować w piątki. Szczyt przewozowy, który wtedy następuje, jest duży, a pociągi wypełnione są dosłownie po brzegi. Właśnie w taki piątek jechałem z Katowic po godzinie szesnastej. Nic nie zapowiadało tragedii, jaka miała się wydarzyć. Pogoda dobra, po prostu piątek, w którym wszyscy wrącą do domów, ale było jedno "ale"...
W lasach pod Kobiórem grupa miłośników metalu (nie mylić z muzyką) postanowiła ukraść obciążniki, które naprężają sieć trakcją. Pamiętam, że wagon po wagonie sprawdzałem powoli bilety. Po wyjeździe z przystanku Tychy Żwaków pociąg rozpędził się do prędkości rozkładowej i w pewnym momencie zaczął po prostu wyhamowywać. Pomyślałem sobie, że pewnie - jak to w tym miejscu - na tory wyszła dzika zwierzyna i sprawdzałem bilety dalej. Jednak po paru minutach, kiedy nadal staliśmy w tym samym miejscu, pomyślałem, że chyba jednak stało się coś poważniejszego. Poszedłem do kierownika pociągu, który powiedział, że wjechaliśmy w obniżoną sieć trakcyjną i niestety dalej nie pojedziemy. Jakimś cudem udało się nam nie zaplątać w przewody i przejechać dalej, gdzie sieć była już naprężona. Staliśmy dość daleko od miejsca awarii.
Przekazałem informację podróżnym i pozostało nam tylko czekać na wyrok. Wtedy obsługa pociągu może poczuć się jak mityczni herosi, którzy tu i teraz naprawią awarię. Wezmą pociąg na plecy i przeniosą w innej miejsce. Nowoczesność nowych pociągów to zaleta, bo ma klimatyzację, ale ta nie działa bez prądu. Nie trudno domyślić się, że w pociągu zrobiło się bardzo szybko duszno. Zaczęliśmy z kierownikiem pociągu bohatersko otwierać kluczem konduktorskim małe okna (lufciki). Może niewiele to dało, ale jednak zawsze coś.
Po godzinie niektórym podróżnym, którzy usilnie szukali zasięgu w telefonie, puściły nerwy. Cały czas trwała debata co zrobić z naszym uziemionym składem. Pierwszym pomysłem było przeciąganie nas do Pszczyny lokomotywą spalinową. Jako że jeden z maszynistów wracał z pracy, pomógł założyć drugiemu specjalny, bardzo ciężki sprzęg, który jest do tego przystosowany. Jednak życie nie znosi sytuacji, które da się przewidzieć, szczególnie na kolei. Dowiedzieliśmy się, że żadna lokomotywa spalinowa nie przyjedzie, bo fachowcy są w stanie naprawić sieć trakcyjną i dalej pojedziemy o własnych siłach, skoro mamy jeden sprawny odbierak prądu. Atmosfera gęstniała niczym stygnąca gorąca czekolada od Wedla. Już nawet nie chodziło o to, że było duszno, ale i ciemno...
Wśród tracących cierpliwość osób, były także te jadące na przesiadkę z Czechowic-Dziedzic do Cieszyna. Stawałem na głowie, żeby ludzie wiedzieli wszystko na bieżąco. Po przeszło dwóch godzinach pociąg sieciowy naprawił sieć trakcyjną. Ruszyliśmy dalej, ale pociąg dojechał tylko do Pszczyny, bo tam skład musiał być obejrzany przez specjalną komisję, aby ocenić straty i orzec bezpośrednią przyczynę zdarzenia, choć my znaliśmy ją już znacznie wcześniej. Podróżni zostali przesadzeni do kolejnego pociągu. Do dziś nie wiem jakim cudem wszyscy z mojego pociągu zmieścili się w tym kolejnym.
Przygoda skończyła się dwugodzinnym opóźnieniem, ale w lasach pod Kobiórem bywa tragiczniej. I tak było 23 czerwca 1991 roku. Tydzień, który poprzedzała tragedia, nie był zbyt gorący. Temperatura rzadko przekraczała dwadzieścia stopni. Jednak weekend zaczął się od dwudziestu trzech stopni w sobotę i dwudziestu pięciu w niedzielę. Zaczęło być gorąco. Na bezstykowym torze między Kobiórem a Tychami doszło do wyboczenia szyny. Specjalna ekipa pojechała i wymieniła szynę.
Pociągi przez cały dzień jeździły normalnie. O godzinie 13:00 z Bielska-Białej ruszają pociąg numer 41110 "Beskidy" - w przyszłości będzie to jeden z najlepszych pociągów łączących to miasto z Warszawą, który stanie się ekspresem. Kwadrans po trzynastej rusza on z Czechowice-Dziedzic, kolejny odjazd to 13:27 z Pszczyny. Dyżurny ruchu stacji Pszczyna wyprawił pociąg, który przejeżdżając przez Kobiór, miał dojechać do Tychów o 13:47. Do Warszawy Centralnej pociąg miał dotrzeć o 19:05. Jednak ani do Tychów, ani do Warszawy już nie dojechał. Wykoleił się w na skraju lasu przed stacją w Kobiórze.
Trzy z siedmiu wagonów pociągu wyleciały z torów i "skręciły" do lasu. Zginęły trzy osoby, dwadzieścia pięć zostało rannych. Kolega Jacek, który opowiadał mi o katastrofie, wspominał o dziewczynie, która została zmiażdżona, przechodząc z wagonu do wagonu. On w tym czasie był w wagonie restauracyjnym, który został na torach. Do lasu wjechał wagon klasy pierwszej oraz dwa wagony klasy drugiej.
Jeszcze przed tragedią i wstrzymaniem ruchu ze stacji Tychy wyjechał pociąg osobowy numer 711 relacji Katowice — Żywiec (odjazd z Tychów 13:40). Pociąg ten zabrał do Pszczyny ranne osoby. Kolega, który pełnił obowiązki konduktora w feralnym pociągu, wspominał, ze maszynista pociągu osobowego, aby umożliwić jak najszybsze przejście służb ratunkowych do poszkodowanych, wyważył bramkę, która dzieli tory między peronem pierwszym i drugim w Pszczynie. Poszkodowanych zabrano do szpitali, a z relacji kolegi wynika, że przyczyną katastrofy było niedbalstwo ekipy, która wymieniała szynę na odcinku, gdzie nastąpiło wyboczenie. W przypadku wyboczenia jednej szyny wymienia się obydwa toki szynowe. Prawy i lewy. Tam wymieniono tylko jeden, drugi pozostawiono. Oczywiście ten drug także się wyboczył i doszło do tragicznego wykolejenia "Beskidów".
Dziś utrzymanie linii kolejowych jest znacznie lepsze i odbiega od tego z początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy ówczesne PKP z każdej strony cięło koszty. Dziś podróżujemy znacznie bezpieczniej, a pociąg pozostaje jednym z najbezpieczniejszych środków transportu.
Już za tydzień w odpoczniemy od tragedii i dowiecie się, w jaki sposób możecie zostać maszynistą.
Przemysław Brych jest autorem książki "Być jak konduktor", która ukazała się nakładem wydawnictwa "Literacka PKP - Jazda". Książkę można zakupić tutaj.
Komentarze
Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu pless.pl zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.